Podniebne życie Bożeny Falcman z Krosna

Podniebne życie Bożeny Falcman z Krosna

-W powietrzu nie ma taryfy ulgowej ani dla mężczyzn, ani dla kobiet. Płeć jest tu bez znaczenia. Do zawodu pilota trzeba się solidnie przygotować, bo często drugiej szansy na poprawienie błędu po prostu nie ma… – mówi mjr Straży Granicznej Bożena Falcman, pilotka lotnictwa państwowego, a także instruktor samolotowy i szybowcowy I klasy. Krośnianka do końca 2022 roku spędziła w przestworzach ponad 4 tysiące godzin. W rozmowie z Natalią Chrapek, opowiada o blaskach i cieniach życia z “głową w chmurach”.


Lotnictwo to branża w znacznym stopniu zdominowana przez mężczyzn. Skąd wybór tej
niszy?

Urodziłam się w Bolkowie na Dolnym Śląsku, ale dorastałam i wychowywałam w Krośnie. To miasto przesiąknięte lotniczymi tradycjami, które poznawałam od dzieciństwa. Na krośnieńskim niebie zawsze coś latało i warczało (śmiech). Po zdaniu matury w 1978 roku zostałam członkiem istniejącego od lat przedwojennych Aeroklubu Podkarpackiego. Czułam, że to jest to, co chce w życiu robić. Po zakwalifikowaniu na szkolenie i przebrnięciu przez gęste sito rekrutacyjne wykonałam z instruktorem Witoldem Ostrowskim pierwszy lot zapoznawczy na szybowcu SZD-10 Czapla. Szybko opanowałam pilotaż. Potem niemal każdą wolną chwilę spędzałam na lotnisku. I tak od trzeciej, podstawowej klasy wyszkolenia, z biegiem lat osiągnęłam klasę pierwszą, a potem zostałam instruktorem. Szkoliłam młodszych od siebie.

Strach czy adrenalina? A może jedno i drugie? Co Pani czuła podczas pierwszego lotu?

Nie miałam czasu na strach, bo pierwszy raz widziałam świat z innej, zachwycającej perspektywy. Chłonęłam widoki… Z czasem nauczyłam się, że pilot musi podejmować szybkie i trafne decyzje, szczególnie w sytuacjach awaryjnych, nietypowych. Nie ma takiego samego lotu, startu czy lądowania. Niejednokrotnie kilka sekund decyduje o naszym losie i pasażerów na pokładzie. Lotnictwo to pasja, przygoda, adrenalina, do której trzeba podchodzić z pokorą. W swym nieco zwariowanym i szaleńczym żywocie, piloci doskonale zdają sobie sprawę, że oprócz umiejętności i wiedzy jest coś jeszcze. Można to nazwać Opatrznością…

Nad Panią Opatrzność czuwa w takim razie już 45 lat, bo tyle czasu minęło, od kiedy
po raz pierwszy wzbiła się Pani w przestworza…

Tak, to prawda. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że do końca 2022 roku za sterami samolotów spędzę ponad 3000 godzin. Do tego trzeba jeszcze dołożyć 1100 godzin na szybowcach, w tym ponad 600 godzin w lotach instruktorskich. Wykonywałam loty na 12 typach, począwszy od Czapli, aż po ostatniego – Jantara STD. Z kolei w lotnictwie sportowym pilotowałam 15 rodzajów samolotów jednosilnikowych, ale do dzisiaj z ogromnym sentymentem wspominam: CSS-13 SP-APD, którego prezentowałam na pokazach lotniczych, piknikach i zlotach. W 1995 roku przeleciałam nim także z Krosna do Słupska, skąd codziennie przez kilka dni „fruwałam” nad bałtyckimi plażami. Była też Wilga – PZL-104 SP-EAN… Wspaniała, mocna holówka, którą wielokrotnie ciągnęłam zawodników na zawody szybowcowe, również na trójholu… Ściągałam nią szybowników z terenu przygodnego, wykonywałam loty widokowe, ale przede wszystkim był to mój samolot dyżurny, na którym startowałam w zawodach.

Bożena Falcman podczas startu samolotem CSS-13. Sierpień 2010r. Fot. Archiwum prywatne.

Pasja niejedno ma imię. Panią zafascynowały także skoki spadochronowe.

Owszem. W poszukiwaniu dodatkowych emocji w 1979 roku zaangażowałam się w spadochronowe skakanie. Pod okiem instruktorów: Jana Czernickiego, a później Zenona Brongiela wykonałam 74 skoki, uzyskując III klasę wyszkolenia, brązową odznakę spadochronową i… na tym poprzestałam, bo za aktywne zaangażowanie w działalność aeroklubu, w nagrodę wytypowano mnie w 1981 roku na kurs pilotażu samolotowego. A to było to, do czego w skrytości ducha cały czas dążyłam. Kilka lat później wróciłam do sekcji spadochronowej, ale już jako pilot samolotów: PZL101 Gawron, AN-2, PZL104 Wilga i CSS13, ze skoczkami na pokładzie. Samolot CSS 13 był i jest ogromną atrakcją, więc podczas zjazdów, pikników, czy pokazów skakali z niego również obcokrajowcy a ja dzierżyłam stery.

W 1996 roku Pani świat zmienił się o 180 stopni…

Do tej pory latanie było dla mnie wszystkim – pasją, hobby, zawodem i sposobem na życie. Aż do momentu, gdy świat donośnym krzykiem, powitał mój syn Gerard Jakub Falcman i to On stał się wtedy najważniejszy! Już w 3. miesiącu po narodzinach, wyruszyłam samochodem wraz z maleństwem do Głównego Ośrodka Badań Lotniczo-Lekarskich we Wrocławiu. Trzyletni urlop wychowawczy był dobrym wyborem- latałam, ale bez sztywnych godzin pracy. Na lotnisku, Gerard bawił się z młodzieżą, a ja szkoliłam. Po raz pierwszy poleciał ze mną na szybowcu, gdy miał niespełna dwa latka. Jego pierwsze słowa po starcie to: “Jakie małe domki i samochody, jakie wszystko jest małe, jak moje zabawki!” – wołał.

Zastanawiam się, jak tu pogodzić pracę w “chmurach” z byciem mamą (śmiech)?
Istnieje w tym przypadku jakaś taryfa ulgowa?

Syn przez wiele lat spędzał ze mną wakacje i każdą wolną chwilę na lotnisku. Szybko się zaprzyjaźnił z pilotami i pracownikami. Dzielnie pomagał przy transporcie szybowców na start, przy ściąganiu liny od wyciągarki, więc gdy z czasem zaproponowałam mu szkolenie – wprost skakał z radości.W 2010 roku wykonał pierwszy lot zapoznawczy z instruktorem Wojtkiem Gałuszką. Zaledwie miesiąc później dokonał tego samodzielnie. Kilka dni wcześniej ukończył 14 lat. Nie miał więc prawa jazdy, ale… pilotował już szybowiec! Potem przyszedł czas na srebrną odznakę, licencję i w końcu fascynację akrobacją lotniczą… Kiedy dorósł do samodzielnych decyzji i wyborów, ja usunęłam się nieco w cień.

Co się zmieniło?

Postanowiłam założyć stalowy mundur Lotnictwa Straży Granicznej. Do celu dobrnęłam po półtorarocznym procesie rekrutacyjnym. Nie było łatwo. Badania, weryfikacje rodziny, testy sprawnościowe i na koniec egzaminy w Centrum Szkolenia Straży Granicznej w Kętrzynie – z wiedzy ogólnej, geografii, historii, języka obcego…. Przygotowywałam się po nocach, w dzień nie miałam czasu. Wysiłek nie poszedł na marne. W 2000 roku ostatecznie rozstałam się z lotnictwem sportowym, rozpoczynając służbę w Wydziale Lotniczym Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej na lotnisku w Jasionce. Od 2008 roku służę w Biurze Lotnictwa Komendy Głównej Straży Granicznej w Warszawie, pełniąc dyżury lotnicze kolejno na lotniskach: w Kętrzynie, Radawcu, Gdańsku, a obecnie w Białymstoku. To w Straży Granicznej nabyłam dodatkowe uprawnienia kwalifikacyjne na nowe typy samolotów i uprawnienia na pilotowanie samolotów wielosilnikowych. Nad całym obszarem pogranicza wykonuję loty patrolowe, ratowniczo-poszukiwawcze oraz operacyjno-śledcze.

Mjr SG Bożena Falcman. Fot. Archiwum prywatne.

Przez te wszystkie lata pracy na niebie, uzbierało się pewnie sporo pięknych, ale i
trudnych chwil.

Był czerwiec 1990 roku. Julian Wacławski, przyjaciel, na którym zawsze mogłam polegać miał wystartować w Grudziądzu na zawodach szybowcowych II ligi im. Szczepana Grzeszczyka. Był pilotem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego z Sanoka. W Jego ostatnich słowach usłyszałam: „Musisz po mnie przylecieć. Tylko Ty jesteś w stanie poradzić sobie w każdych warunkach. Po zawodach obiecałem objąć dyżur w LPR, mam ponadto szkolenie i nie mogę zawieść przełożonych.” – Na pewno przylecę – obiecałam. I przyleciałam, ale po ciało… Julian zginął 20 czerwca przed kolejną konkurencją. Błąd pilota-holownika okazał się tragiczny w skutkach. Wystartował Gawronem z zablokowanym drążkiem ciągnąc na holu Jantara z wodą, pilotowanego przez Julka. Tego dnia musiałam opanować emocje, odizolować się od ciężkiej atmosfery, skupić na locie i zadaniu jakie miałam do wykonania. Pogoda była kiepska, trudno było „przeskoczyć” Góry Świętokrzyskie, nawet przez moment zawahałam się, czy nie zawrócić, ale na północy przewidywano lepsze warunki. W samolocie panowała głucha cisza… W Lisich Kątach wylądowałam o czasie. Aeroklub udostępnił samochód do transportu trumny. Po załatwieniu niezbędnych formalności urzędowych, trumnę przewieziono na lotnisko. Nikt nie zadawał zbędnych pytań…

Nadejdzie taki czas, że trzeba będzie zostawić stery komuś innemu… Wyobraża sobie
Pani życie bez podniebnych wojaży?

Wiem, że z czasem będę musiała porzucić stery, ale pilotem w swej duszy pozostanę na zawsze! Na koniec chciałabym przekazać młodym zapaleńcom lotnictwa dwie myśli: ”każde marzenie, nawet to najśmielsze, potrzebuje wielkiej mocy i samozaparcia, aby się spełniło. Ludziom wytrwałym marzenia… się spełniają!”.

Jak brzmi druga?

W powietrzu nie ma taryfy ulgowej ani dla mężczyzn ani dla kobiet. Płeć nie ma tu znaczenia, muszą tak samo dobrze być przygotowani do zawodu pilota, bo często drugiej szansy na poprawienie błędu po prostu nie ma.

Rozmawiała Natalia Chrapek


Instruktor – pilot mjr SG Bożena Falcman pełni obecnie służbę na stanowisku Naczelnika w II Wydziale Lotniczym Biura Lotnictwa Komendy Głównej Straży Granicznej. Wydział stacjonuje na lotnisku Krywlany w Białymstoku. Nadal utrzymuje bliskie kontakty ze swym macierzystym Aeroklubem Podkarpackim, aktywnie działając w Klubie Seniorów Lotnictwa. Uczestniczy również w corocznych zlotach polskich pilotek, zwanym AeroSabatem, aby spotkać się z koleżankami po fachu, powspominać dobre, stare czasy. W 45-letniej pracy zawodowej była wielokrotnie wyróżniana i odznaczana m.in. Złotym Medalem Za Długoletnią Służbę oraz Brązowym Za Zasługi Na Rzecz Straży Granicznej, Odznaką Straży Granicznej, Medalem 100 – lecia Odzyskanej Niepodległości za wkład w rozwój lotnictwa sportowego, jak również Odznaką Zasłużonego Działacza Lotnictwa Sportowego przyznaną za długoletnią działalność społeczną i zawodową w lotnictwie sportowym.