Jej pasją jest malarstwo, ale to w sporcie zdobywa największe trofea. Sandra Bołkowska z Ustrzyk Dolnych nie ma sobie równych w tajskim boksie, brutalnej dyscyplinie, w której zawodnicy używają pięści, kolan i łokci. – Żeby walczyć, trzeba mieć otwarty umysł i serce wojowniczki. Na ringu adrenalina miesza się z bólem. Te skrajne emocje kształtują mnie jako kobietę. No pain, no muay thai – mówi Sandra, która w niedawnym pucharze świata w Turcji wywalczyła złoto, a już 5 maja będzie reprezentować Polskę podczas międzynarodowych starć w Bangkoku, najbardziej prestiżowych zawodów w świecie tajskiego boksu.
Sandra Bołkowska pochodzi z Ustrzyk Dolnych. To 27-letnia fajterka z artystyczną duszą. W wieku 6 lat zaczęła malować. Na płótnie uwieczniała ludzi i bieszczadzkie krajobrazy. W podstawówce brała udział w wielu artystycznych konkursach, udzielała się również na kółkach plastycznych, a nawet miała okazję poznać osobiście Eugeniusza Wańka – krajana, znanego malarza i wykładowcę na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. To on wróżył jej karierę malarki. – Obejrzał moje prace, uśmiechnął się i powiedział, że powinnam malować, bo mam do tego dar – wspomina Sandra.
Z Ustrzyk Dolnych do Edynburga
W latach 90. jej ojciec wyjechał za chlebem do Szkocji. Wkrótce dołączyła do niego reszta rodziny – żona z trzema córkami. – Wtedy były inne czasy. Zamknięto większość zakładów w miasteczku, nie było więc szansy na dobrze płatną pracę. Dlatego zdecydowaliśmy się emigrować do Edynburga – tłumaczy Bołkowska. Początki w obcym mieście łatwe nie były. 14-latka musiała nauczyć się angielskiego i zaaklimatyzować w nowej szkole. Trafiła do 1,5-tysięcznej placówki, gdzie nie uczęszczał żaden polski uczeń. To przyspieszyło naukę języka ze szkockim akcentem. – Pomogli mi nauczyciele, a rówieśniczki okazały się wyrozumiałe i przyjaźnie nastawione. Ukończenie artystycznej szkoły w Edynburgu otworzyło jej drogę do nauki w jednym z najlepszych uniwersytetów w Brighton, koło Londynu. Tam zdobyła dyplom ze sztuk pięknych. -Malowanie mnie wycisza, pozwala nabrać dystansu, wyrazić emocje i dostrzec otaczające piękno – wyjaśnia Sandra, która sporą część pieniędzy ze sprzedanych obrazów przeznacza na cele charytatywne. Ostatnio udało się jej zebrać 15 tys. zł dla potrzebujących dzieci z Południowej Ameryki.
Fot. Anastasia Kitova
Dusza artystki, ale serce wojowniczki
Od kiedy pamięta, poza malarstwem, zawsze interesowały ją sporty walki. Jako dziecko pływała, grała w siatkówkę, uprawiała lekkoatletykę. -Zawsze byłam jedną z najsilniejszych dziewcząt w szkole. Często wdawałam się w bójki z chłopakami – wtrąca z uśmiechem. Pierwszy raz z tajskim boksem (muay thai) zetknęła się w Tajlandii, obserwując walki chłopaka jej siostry. Miała wtedy 16 lat. Temat powrócił podczas nauki w Brighton, gdzie trafiła do klubu specjalizującego się w tej dyscyplinie. Ówczesny trener przekonał ją, że ma predyspozycje do tego sportu. Postanowiła więc spróbować i chociaż zaczynała później niż inne zawodniczki, bo kończąc 21 lat, szybko doścignęła ich w technice i mentalnym przygotowaniu.
Dzisiejsze muay thai to ringowy sport walki, rozgrywany w stójce. Tutaj liczy się wyłącznie taktyka full-contact, czyli ciosy zadawane z pełną siłą, najczęściej łokciami, pięściami i kolanami. Tego rodzaju uderzenia niejednokrotnie skutkują szybkimi nokautami. Do tego dochodzą: kopnięcia w udo i klincz, czyli walka w zwarciu, która jest znakiem rozpoznawczym tajskiego boksu. Zawodnicy mogą przechwytywać kopnięcia, obalać i podcinać przeciwników. Zabronione są natomiast rzuty, jakie stosuje się w judo. – W profesjonalnych walkach i amatorskich, ogólnopolskich mistrzostwach świata wszystkie chwyty są dozwolone. Żeby wygrać trzeba przede wszystkim zastosować bardzo silny klincz. U mnie w grę wchodzą też kolana, co powoduje, że inne zawodniczki boją się chyba ze mną walczyć – opowiada ze śmiechem Sandra, po czym dodaje, że uprawianie tej dyscypliny zapewnia jej poczucie niezależności i siły oraz pomaga rozładować emocje. Niestety, wiąże się także z poważnymi kontuzjami. Niekiedy z ringu schodzi poobijana i poraniona. Sandra miała już złamany nos i rękę oraz pęknięty piszczel, ale jak mówi, do bólu przywykła, bo od dziecka zmagała się ze zdrowotnymi problemami. – Ból pojawia się i w końcu znika. Smak zwycięstwa pozostaje na zawsze – podkreśla.
Sukces i miłość odnalazła na ringu
Na swoim koncie ma doskonałe występy w pucharze Polski i wygrane walki na arenie międzynarodowej. Sędziowie wielokrotnie okrzyknęli ją najlepszą zawodniczką turniejów muay thai. W 2021 roku została powołana do kadry narodowej. Na mistrzostwach świata w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w finale przegrała z Kanadyjką. Ale końcem 2022 roku w pucharze świata organizowanym w Turcji wywalczyła złoto, pokonując Marokankę Jerroumi Zinę. Ostatnio, podczas mistrzostw Polski w Głogowie na Dolnym Śląsku również zwyciężyła, tym razem z przeciwniczką spoza jej kategorii wagowej. Walka była o tyle trudna, że Sandra dowiedziała się dwa dni wcześniej o śmierci dziadka. Wygrała. Dla siebie i dla niego. Już wkrótce, bo 5 maja, będzie reprezentować Polskę na mistrzostwach świata muay thai w Bangkoku. To najbardziej prestiżowe zawody w świecie tajskiego boksu, na które ściągają gwiazdy ringów zawodowych, a także krajowi reprezentanci. Kolejny cel do zrealizowania to złoty medal na Igrzyskach Europejskich, które rozpoczną się 21 czerwca w Krakowie. Nad formą Sandry czuwa dwóch trenerów: Wojtek Oleksyk i Roan Morrison. – Każdy ma inną osobowość i nietuzinkowe podejście do zawodnika, ale jakże profesjonalne. Są moimi mentorami. Uczą pokory i determinacji w sporcie – wylicza. Wspiera ją także chłopak, Jackson Barkhouse. Poznali się na… ringu, oczywiście. Anglik również uprawia muay thai. Wspólnie wyjeżdżają na tajlandzką wyspę Phuket, gdzie zgłębiają techniki azjatyckich walk i doszkalają swój warsztat.
Sandra z siostrzenicą Emilką, która idzie w jej ślady. Fot. Ryszard Kocaj
Młodzi fajterzy
W Szkocji Sandra na co dzień jest instruktorką tajskiego boksu w jednym ze sportowych klubów w Edynburgu. Uczy dorosłych i dzieci. Niewykluczone, że tego lata zorganizuje w Ustrzykach Dolnych obóz sportowy, podczas którego pokaże uczestnikom, że azjatyckie walki podnoszą umiejętności społeczne i zwiększają koncentrację. Gwarantują ekscytację i uczą samodyscypliny w dążeniu do sukcesu. – To trudny sport, ale pokazuje, jak być wytrwałym i nie poddawać się – mówi Sandra, która ma już swoją następczynię. 8-letnia Emilka, jej siostrzenica, chce tak jak ciocia, zdobywać trofea w sportowym świecie. Uwielbia też malować. – Cieszę się, że mogę ją inspirować. Mam wspaniałą rodzinę i jestem szczęśliwa, że tolerują mój sport, który chociaż brutalny i wyczerpujący, sprawia, że każdego dnia staję się silniejszą kobietą…